Minęły dokładnie trzy miesiące od mojego przyjazdu do Włoch. Najwyższy czas, żeby podzielić się kilkoma przemyśleniami.
W Rzymie, po wyjściu z samolotu, przywitało mnie uderzenia gorącego powietrza i silny upał na lotnisku. W terminalu czekał na mnie współbrat z Konga Brazzaville, aby zabrać mnie do Domu Generalnego. Już po tygodniu czasu zacząłem wchodzić pomału w obowiązki, jakie miały do mnie w przyszłości należeć.
W połowie września miało miejsce spotkanie nowych wyższych przełożonych. Była to grupa około 15 osób, które trzeba było przyjąć w domu, w związku z czym był sporządzony grafik by jeździć po te osoby i odbierać je na lotnisku, które oddalone jest około 30 km. od domu. Na początku nie znałem drogi z lotniska do naszego Domu Generalnego, dlatego musiałem parę razy jeździć z innym współbratem, żeby poznać drogę. Kiedy nadszedł dzień spotkania bywało tak, że kilka razy dziennie trzeba było wyjeżdżać na lotnisko by odbierać osoby o różnej porze dnia i nocy. Było to dla mnie całkiem nowe doświadczenie. Nigdy wcześniej w takiej ilości nie odbierałem ludzi z lotniska, jeżdżąc tyle kilometrów.
Jeśli chodzi o liturgię, głównie o Msze Święte, to zacząłem grać na organach w naszej kaplicy domowej. Od samego początku miałem specjalną książkę przygotowaną wraz z zapisem nutowym, ponieważ większość pieśni nie znałem. Każdego dnia inny kapłan sprawował Mszę Świętą i trzeba było dostosować pieśni przez nich uprzednio wybrane, skonsultowane ze mną, a ja się musiałem szybko nauczyć je grać.
Spotkanie nowych przełożony prowincjalnych odbyło się we wspaniałej atmosferze. Poznałem współbraci z innych prowincji, głównie afrykańskich. Był też nasz ojciec Prowincjał z Polski. Większość współbraci, którzy przyjeżdżali na to zebranie, mówiła w języku angielskim, bądź w języku francuskim. Na tyle na ile potrafiłem, porozumiewałem się z nimi. Co prawda pewnie czuje się przede wszystkim w języku hiszpańskim bądź portugalskim, ale trochę znam angielskiego i francuskiego więc w miarę sobie radziłem. W środę udaliśmy się na audiencję generalną na plac Świętego Piotra z wszystkimi prowincjałami i na spotkanie z papieżem Franciszkiem. Musieliśmy wcześnie rano stawić się na placu by zająć miejsce odpowiednie przeznaczone dla nas. Udało nam się być bardzo blisko Ojca Świętego. Audiencja trwała od 10.00 do 12.00. Była to pierwsza moja audiencja w życiu. Tak mniej więcej minął miesiąc mojego pobytu w Rzymie.
Drugi miesiąc zaczął się rekolekcjami w miejscowości Vetralla oddalonej 60 km. od Rzymu. Było to w konwencie sióstr benedyktynek. Rekolekcje głosił nam ojciec misjonarz kombonianin z Werony. Mówił o wspólnocie, o przeżywaniu życia wspólnotowego. Po powrocie z rekolekcji rozpocząłem kurs języka włoskiego. Troszeczkę mówiłem już po włosku, ale nie miałem jakiś dużych podstaw gramatycznych więc musiałem najpierw zrobić test, żeby przyporządkowano mnie do grupy. Po teście stwierdzono, że pójdę na poziom drugi.
W niedzielę, jeśli mam troszeczkę czasu, to po południu idę na miasto by zwiedzać szczegółowo zabytki Rzymu, bazyliki, place, kościoły. W tygodniu raczej nie ma na to czasu gdyż jest praca. W domu zawsze jest coś do zrobienia. Zostałem też mianowany archiwistą generalnym. Jest mnóstwo pracy w archiwum, szczególnie porządkowanie dokumentów, ponowne sortowanie, archiwizowanie niektórych, zmienianie teczek na nowe, robienie nowych wpisów. Zdarza mi się też co jakiś czas jeździć do Watykanu z jednym z naszych współbraci, który jest odpowiedzialny za kontakty między Zgromadzeniem Ducha Świętego, a Stolicą Apostolską. W tej chwili, w miesiącu grudniu, w Domu Generalnym jest mało osób ponieważ współbracia z Rady Generalnej wyjeżdżają na placówki misyjne, na tak zwane wizytacje, które trwają czasami około dwóch miesięcy.
W takim telegraficznym skrócie chciałem się podzielić z Wami wiadomościami z trzech miesięcy mojego pobytu tu w Rzymie, w Domu Generalnym.
Dziękuję wszystkim za wsparcie modlitewne. Ja ze swej strony też się za Was wszystkich modlę i proszę w dalszym ciągu o modlitwę.
br. Rafał Przybylski CSSp