bł. o. Jakub Dezyderiusz Laval

Formujcie dobrych rodziców, a będziecie mieli dobre dzieci” – oto życiowa dewiza apostoła wyspy Mauritius, Jakuba Dezyderiusza Laval nazywanego „Ojcem czarnych”, który zasłynął jako niestrudzony apostoł konfesjonału. Jego działalność misyjna przyczyniła się do powstania nowej metody pracy apostolskiej, dzięki której przyznano mu tytuł patrona zaangażowanego laikatu.

Człowiek modlitwy i wyrzeczenia, znak pojednania między religiami – tak postrzegany przez Kościół katolicki i takim przedstawił go Ojciec Święty w dniu 29 kwietnia 1979 roku w Rzymie, ogłaszając ojca Laval Błogosławionym oraz patronem swojego pontyfikatu. Była to pierwsza beatyfikacja, jakiej dokonał Papież Jan Paweł II po wyborze na Stolicę Piotrową.

Zarówno dzieło Błogosławionego ojca Laval, jak i pontyfikat Jana Pawła II, noszą znamiona szeroko pojętego ekumenizmu. W każdą rocznicę śmierci Błogosławionego w dniu 9 września gromadzą się w sanktuarium przy jego grobie katolicy, protestanci, anglikanie, hindusi, buddyści, muzułmanie, bo jak twierdzą: „Ojciec Laval jest jeden dla wszystkich i ukochał wszystkich”.

Niepodległe państwo Mauritius ogłosiło dzień śmierci ojca Laval świętem państwowym. W tym dniu nawiedza to sanktuarium do 200 tysięcy osób.

Dobre wychowanie

Jakub Dezyderiusz Laval urodził się 18 września 1803 roku we Francji. Pochodził z małej gminy Croth położonej w Normandii, z rodziny zamożnej i cieszącej się powodzeniem. Ojciec Jakuba studiował prawo i był merem gminy przez długie lata. Matkę jego uważano za przesadnie dobroczynną. Rodzina dzieliła posiłki z ubogimi, którzy bez obaw przychodzili po jałmużnę. Zwracano uwagę pani Laval, że wszystko rozdaje. Ona jednak zawsze miała na to gotową odpowiedź: „Im więcej rozdaję, tym więcej Pan Bóg mi oddaje”. W takim duchu wychowywała pięcioro dzieci, a zmarła gdy Jakub ukończył siódmy rok życia. W Croth nie było szkoły, więc kiedy miał już 14 lat, ojciec oddał go w opiekę swojemu bratu Mikołajowi, księdzu proboszczowi w Tourville, który na plebani uczył i przygotowywał chłopców do niższego seminarium w Evreux. U stryja był uczniem przez trzy lata. W tym czasie zaprzyjaźnił się z uczniem Michałem Coquerel, późniejszym dyrektorem niższego seminarium. W niższym seminarium pozostał Jakub tylko przez rok, aby następnie kontynuować naukę w Kolegium Stanisława w Paryżu. Od dawna przeżywał kryzys religijny, gdyż myśl o kapłaństwie nie dawała mu spokoju. Przeczuwał, że opiera się łasce Bożej, ale wybrał inną drogę.  

Kariera lekarska

Zdecydował się rozpocząć studia medyczne. Ukończył je 21 sierpnia 1830 roku uzyskując doktorat z medycyny. Doktor Laval powrócił do Normandii i rozpoczął praktykę lekarską w Saint-Andre. Natychmiast zdobył sobie wielkie uznanie ludności jako wyjątkowy doktor, a większe powodzenie, gdy przekonano się, że od ubogich nie pobierał wynagrodzenia. Dodatkowo jeszcze dostarczał im niezbędnych lekarstw oraz troszczył się, aby nikomu nie zabrakło chleba. Taka heroiczna postawa młodego lekarza przyniosła mu wielki sukces, ale równocześnie narażała go na poważne trudności. Wiązały się one z zazdrością niewykształconych lekarzy, którym oczywiście ubywało pacjentów. Pod wpływem mera gminy pana Fontaine, który poczuł się zagrożony w swojej pozycji lekarza, jedyny aptekarz w Saint-Andre odmawiał realizowania recept doktora Laval. W końcu użyto najgroźniejszą w środowisku wiejskim broń, czyli oszczerstwa. Okolica zatrzęsła się od plotek, zatem skromny doktor opuścił Saint-Andre. Laval wspomina ten czas swojej praktyki lekarskiej: „Pracowałem dużo. Wzywano mnie ze wszystkich stron, gdyż nie brałem zapłaty. Nie przywiązywałem uwagi do pieniędzy i nie czułem pociągu do małżeństwa”.

Nieplanowane nawrócenie

Doktor Laval udzielał się towarzysko. Lubił chodzić na zabawy i jeździć konno. Nie zawsze uczestniczył w niedzielnej Mszy świętej. Jednak w kościele wydawał się bardzo pobożny i skupiony. W swojej bibliotece zachował wiele książek religijnych, co zdziwiło kiedyś jego siostrę Gertrudę: „Jak to się dzieje, że nie jesteś praktykującym katolikiem, a masz tyle książek religijnych?”. „Rzeczywiście – odpowiedział – to dziwne. Widzisz, opieram się Panu Bogu”. Pod koniec 1832 roku pojechał do seminarium w Evreux. Tam poprosił pewnego wykładowcę teologii moralnej, aby wysłuchał jego spowiedzi. Profesor odesłał go do proboszcza katedry mówiąc: „To doskonały spowiednik, w sam raz dla pana!”. Laval znalazł się w katedrze, lecz w decydującym momencie uciekł od konfesjonału. Za namową pobożnej pani Simon, u której wynajmował pokój, udał się na rozmowę do księdza Letard. Wówczas postanowił zostać kapłanem. Całkowicie powrócił do praktyk religijnych. Trapiło go jednak uczucie, że jest wielkim grzesznikiem, że potrzebuje pokuty. To przekonanie pozostało, aż do ostatnich chwil jego życia. Zdarzyło się raz, że nieszczęśliwie spadł z konia i przeleżał dłuższy czas w szpitalu. O wypadku tym powiedział: „Opatrzność Boża nie pozwoliła, abym zginął, bo jeszcze nie dość pokutowałem”. W każdą niedzielę uczestniczył we Mszy świętej, przystępował do Komunii, a ubrany w komżę pomagał kantorom w ceremoniach i śpiewie. Widywano go wieczorami w kościele, jak potrafił długo modlić się. Odwiedzał rodzinę Simon, aby wspólnie z nimi odmawiać różaniec. W maju 1835 roku zorganizował nabożeństwo majowe z rozważaniem i różańcem, co nawet ludzie pobożni uznali za nadgorliwość nawróconego doktora. W końcu odkrył w kapłaństwie skuteczniejszy sposób pomagania bliźnim.

W seminarium Saint-Sulpice              

Jakub zwierzał się proboszczowi w Tourville o zamiarze wstąpienia do stanu duchownego. Tym razem poprosił stryja, aby polecił go dyrektorowi seminarium w Evreux. Nie mogąc doczekać się odpowiedzi, pojechał do seminarium i otrzymał zapewnienie, że zostanie przyjęty. Tego samego dnia 31 maja 1835 roku uczynił spowiedź generalną. Dyrektorzy seminarium uwzględniając jego wiek, zaliczyli mu poprzednie studia i skierowali bezpośrednio na teologię do seminarium Saint-Sulpice w Paryżu. Laval przybył do seminarium 10 października 1835 roku. Od początku „starałem się – zwierzył się później – trwać w milczeniu i zapomnieniu, by leczyć głębokie rany zadane przez grzech”. Ukrywał przed klerykami liczne umartwienia. Nie zdołał jednak ukryć swojego zamiłowania do służby ubogim. Otrzymał funkcję jałmużnika. Polegała ona na tym, aby ubogim, którzy przychodzili i pukali do furty seminaryjnej, rozdzielać to, co zostawało w kuchni po posiłkach. Czynił to, jak wspominali koledzy: „z wielkim szacunkiem i pobożnością”. Mąż jego siostry Justyny wyznał: „Widziałem w Tourville, że nosił włosiennicę, spał na sienniku bez prześcieradła przykryty tylko swoim płaszczem i wilczą skórą… Część dnia i nocy spędzał w kościele na modlitwie, gdy wychodził krwawiły mu kolana”. Ksiądz Le Hir podaje, że pewnego razu w zimie odmawiał z Jakubem brewiarz w alei parkowej. Zimno było dokuczliwe, a tymczasem pobożny Laval odmawiał psalmy powoli ze czcią. „Wtedy pomyślałem – wspomina ksiądz Le Hir – że ten dobry ksiądz Laval jest naprawdę odważny, ale mógłby jednak odmawiać brewiarz nieco szybciej”. Święcenia kapłańskie otrzymał Jakub Dezyderiusz Laval 22 grudnia 1838 roku.

Proboszcz z Pinterville

Ksiądz Jakub powrócił do Normandii. Z dniem 8 stycznia 1839 roku otrzymał dekret mianujący go proboszczem parafii, która liczyła 483 mieszkańców. W niedzielnych Mszach świętych uczestniczyło wówczas do 12 osób. Ksiądz Laval już od godziny czwartej rano rozpoczynał modlitwę w kościele. Codziennie po Mszy świętej, którą sprawował o godzinie ósmej, pozostawał na dziękczynieniu aż do godziny dziesiątej. Wieczorami przebywał w kościele na adoracji przed Najświętszym Sakramentem. Większość mieszkańców Pinterville zatrudniała się w fabrykach pobliskiego Louviers, dlatego gorliwy proboszcz miał poważne trudności z zorganizowaniem katechizacji. Tylko dwa lata pozostał ksiądz Laval w Pinterville. W sierpniu 1840 roku dwóch kleryków z Saint-Sulpice będąc na wakacjach, odwiedzili jego parafię. Seminarzyści opowiadali o wizycie biskupa Collier i planach księdza Franciszka Libermanna dotyczących założenia zgromadzenia misjonarzy dla ewangelizacji rasy czarnej. Ksiądz Jakub wyraził wówczas zamiar przyłączenia się do tego dzieła. Po trzech miesiącach, gdy w seminarium zastanawiano się, kto mógłby pojechać na wyspę Mauritius wraz z biskupem Collier i księdzem Tisserant, jeden z kleryków przypomniał wakacyjną rozmowę z proboszczem z Pinterville. Ksiądz Galais napisał do księdza Laval, że jeśli nadal trwa w zamiarze wyjazdu na misje, to niech natychmiast przyjeżdża do Paryża. Ksiądz Laval przyjechał do Saint-Sulpice. Tam odprawił rekolekcje i podjął decyzję przystąpienia do tworzącego się zgromadzenia misyjnego. Powrócił do Pinterville, aby 21 lutego 1841 roku pożegnać swoich parafian. Zostawił ubogim wszystko, co miał na plebani. Kilka miesięcy później, czyli 4 czerwca 1841 roku w Londynie wsiadł na statek wypływający w daleką podróż.

Wyspa szczęścia

Wyspa Mauritius liczyła 140 tysięcy mieszkańców. W roku 1839 wyzwolono ostatecznie resztę 47 tysięcy niewolników. Sytuacja religijna przedstawiała się następująco. Katolików było 80 tysięcy, z czego tylko jeden procent uczestniczył w niedzielnych Mszach świętych. Proboszcz z Moka udzielał Komunii świętej dwom osobom, zaś proboszcz w Pamplemousses rozdawał na Wielkanoc Komunię świętą dziesięciu parafianom. Istniał także jeszcze jeden poważny problem. Szkoły rządowe były tylko protestanckie. Angielski gubernator usuwał z wyspy Francuzów, stąd oświadczył księdzu Laval, że w krótkim czasie „francuski kapłan” będzie zmuszony opuścić Mauritius. Gubernator jednak nie przewidział, że wola Boża zatrzyma misjonarza Laval na tej wyspie przez 23 lata.

Dzieci Ojca Laval

Ojciec Laval zamieszkał w drewnianym baraku, nazywanym przez tubylców „pawilonem”. Czarni, którzy przychodzili go odwiedzić, zauważyli, że żyje bardzo ubogo i wszystkim okazuje szacunek. W jego obecności czuli się dobrze. Uczucie, że biały człowiek ich kocha, było dla tych biedaków czymś zaskakującym. Ojciec Laval nazywał ich „swoimi dziećmi”, a oni chętnie nazywali siebie „dziećmi Ojca Laval”. Zapraszał ich do wspólnej modlitwy, po której nauczał katechizmu. W tym celu opanował język kreolski. Napisał w narzeczu „Mały Katechizm” oraz „Wielki Katechizm”. Natychmiast przekonał się, że pilną troską było przygotowanie „swoich dzieci” do chrztu i sakramentu małżeństwa. Okazywał się bardzo surowy w dopuszczeniu do pierwszej Komunii świętej nawet tych, których sytuacja rodzinna została uregulowana. Musieli oni udowodnić przykładnym życiem, że chcą wytrwać w życiu religijnym. Taka próba trwała od dwóch do trzech lat, a nawet i dłużej. Nie podobało się ojcu Laval, że na niedzielnej Mszy świętej, Czarni musieli zajmować miejsce z tyłu kościoła za barierką, której nie wolno im było przekroczyć. Wprowadził więc dla nich specjalną Mszę świętą w południe, gdy biali urządzali sobie sjestę. Była to tak zwana: „Msza święta dla Czarnych”. Ksiądz biskup Collier napisał w tym czasie: „Nie śmiem mówić mu, w jaki sposób ma czynić dobro”.

Do końca ich umiłował

W piątek 2 maja 1856 roku ojciec Laval upadł w konfesjonale na skutek zawału serca. Gdy odzyskał przytomność, powiedział do kapłana, który udzielał mu sakramentu chorych: „Jak to dobrze, gdy się pracuje dla ubogich. Padłem na polu walki”. Ostatni list napisał ojciec Laval 5 września 1864 roku do swojej siostry Gertrudy: „Niech cię pociesza, Droga Siostro, Pan Jezus i Jego święta Matka. Oni są naszą jedyną pociechą na ziemi i w wieczności. Obyśmy mogli jak najszybciej zadowalać się jasnym widokiem Jezusa i Maryi. Tęskno mi, by nędze tego życia się skończyły. Wierzę, że koniec już niedaleki, widzę, że gasnę jak nikły płomyk. Pozdrowienia dla męża i wszystkich krewnych. Do widzenia, Droga Siostro, w błogosławionej wieczności”. Dwa dni później został częściowo sparaliżowany. W piątek rano przyjął sakramenty święte i rozmawiał z księdzem Masuy. Ten uklęknął przy umierającym i szeptał mu do ucha: „Jakże Ojciec jest szczęśliwy! Wydaje mi się, że widzę dzieci, jakie Ojciec posłał przed sobą do nieba. Czy Ojciec słyszy jak wołają: – Już idzie! Już idzie! Jakże one się cieszą”. „Cieszą się – odpowiedział – ale ja cieszę się bardziej, bo czuję, że nareszcie do nich idę”. Ojciec Jakub Laval umarł 9 września 1864 roku. Na Mauritiusie zapanowała żałoba. Tłumy zaczęły przybywać do stolicy Port-Louis, aby po raz ostatni zobaczyć ukochanego Ojca. W uroczystościach pogrzebowych wzięło udział ponad 40 tysięcy „dzieci Ojca Laval”.

 

bł. o. Daniel Brottier

Dajcie sierotom na ziemi, a pewnego dnia Dobry Bóg uczyni was bogatymi w raju” – oto życiowa dewiza „Ojca sierot”, błogosławionego Daniela Brottier.

W Chojnicach na Pomorzu znajduje się sanktuarium błogosławionego ojca Daniela Brottier CSSp ustanowione 14 grudnia 1994 roku przez ordynariusza diecezji pelplińskiej, księdza biskupa prof. dr hab. Jana Bernarda Szlagę.

Siostra Małgorzata Chmielewska w książce Wszystko, co uczyniliście, powie o nim: „Błogosławiony ojciec Brottier, który przygarniał dzieci i młodzież, stale miał kłopoty finansowe – też bardzo wydajny, odkryłam go parę lat temu” (Znak, Kraków 1999, s.68).

W roku 1932 ojciec Daniel przyjechał do Polski. W Bydgoszczy poświęcił nową kaplicę misjonarzy ze Zgromadzenia Ducha Świętego. Nazwali go wówczas „świętym Mikołajem”, nie tyle z powodu pięknej brody, co z niezmiernej dobroci, którą obdarowywał wszystkich.

W liście z 9 sierpnia 1903 roku pisał ojciec młodego kapłana do księdza biskupa Aleksandra Le Roy CSSp: „Daniel nie posiada zdrowia koniecznego do pracy misyjnej. Chce być zakonnikiem, bardzo dobrze, jeżeli to jest jego powołaniem, lecz wypełniam obowiązek sumienia, sprzeciwiając się jego zamiarom wyjazdu zagranicę. To dla niego pewna śmierć. Wiem o tym i on to wie również, a uważałbym się w sumieniu za winnego, gdybym w obecnej chwili nie interweniował”.

Daniel Brottier został misjonarzem w Afryce. Wybudował katedrę w Dakarze w Senegalu. Ryzykował życie jako kapelan podczas pierwszej wojny światowej. Stał się ojcem tysięcy sierot paryskiego sierocińca w Auteuil.

Ojciec Święty Jan Paweł II dokonał wyniesienia na ołtarze ojca Daniela Brottier w Rzymie 25 listopada 1984 roku. W czasie ceremonii Beatyfikacji papież powiedział w homilii: „Kiedy otrzymuje on zlecenie opieki nad Sierotami z Auteuil, wówczas to w ich właśnie służbie z wielką siłą i zaangażowaniem rozwija działalność, która uczyni go znanym daleko poza granice Paryża. Nic nie zdoła powstrzymać jego miłosierdzia, gdy chodzi o przygarnięcie, nakarmienie i odzianie porzuconych i zranionych przez życie dzieci. Liczni są ci, których przyłącza do tego dzieła, głęboko ewangelicznego. Ponieważ trzeba tym młodym zapewnić dach nad głową, serdeczną atmosferę, pomóc w zdobyciu zawodu i budowaniu przyszłości, Ojciec Brottier mnoży apele i tworzy ciągle żywy łańcuch solidarności.

Kapłan, zakonnik, jego ogromna działalność „wypływała z jego miłości do Boga”, jak to powiedział jeden ze świadków. Jednocześnie pokorny i szczery, działający aż do granic możliwości, sługa bezinteresowny, Daniel Brottier postępował ze śmiałością i prostotą, gdyż pracował „tak, jakby wszystko zależało od niego, ale wiedząc, że wszystko zależy od Boga”. Dzieci z Auteuil powierzył świętej Teresie od Dzieciątka Jezus, której pomocy często wzywał, przekonany o jej skutecznej interwencji względem wszystkich tych, dla których ona sama poświęciła życie”.

Będę papieżem

Daniel Brottier urodził się 7 września 1876 roku w La Ferté Saint-Cyr we Francji. Mając pięć lat oświadczył, że będzie księdzem. W rodzinnym gronie prowadzono rozmowę na temat przyszłości. Mama zapytała małego chłopca: – A ty kim zostaniesz, Danielu? Natychmiast padła zdecydowana odpowiedź: – Ja będę papieżem! Rodzice wyjaśniali, że kto chce być papieżem, musi najpierw zostać księdzem. Oświadczył: – Dobrze, to będę księdzem!

Po przystąpieniu do pierwszej Komunii świętej jesienią 1887 roku został przyjęty do niższego seminarium diecezjalnego w Blois. Zwierzył się księdzu Caussanel, dyrektorowi seminarium, że chce zostać zakonnikiem. Miał wtedy dwanaście lat. Roztropny dyrektor odpowiedział: „Najpierw musisz ukończyć studia. Teraz jesteś za młody, by o tym decydować. Najważniejsze jednak, abyś nie wspominał o tym swoim rodzicom”.

Mały męczennik

Od tego czasu rozpoczęły się u Daniela silne bóle głowy, które stały się jego prawdziwym męczeństwem. Raz przełożony widząc go roześmianego, zapytał, co z bólem głowy, na co Daniel odpowiedział: „Kocioł jest wciąż pod ciśnieniem i każdej chwili grozi wybuchem”. Doktor Maffei, który go leczył w ostatnim okresie jego życia, wyjaśnił: „Jego bóle głowy rozpoczęły się około trzynastego roku życia. Przechodził wówczas zakaźną grypę, na którą nie zwrócono uwagi. Pozostało po niej zatrucie komórek mózgowych i bolesne skutki tego zatrucia odczuwał przez całe życie. Uważam, że również jego ostatnia choroba, gorączka tyfoidalna, była reaktywizacją owych elementów chorobowych, które przez całe życie w sobie nosił”. Pomimo choroby Daniel wstąpił w roku 1892 do diecezjalnego wyższego seminarium w Blois.

Cała piętnastka

W roku 1948 żył jeszcze jego kolega kursowy, ksiądz kanonik Emil Julin. Doskonale pamiętał Daniela, ponieważ w trójkę z Emilem Boivin utworzyli stowarzyszenie, które miało być im pomocą w dojściu do kapłaństwa. „Było nas piętnastu na kursie – wspominał ksiądz kanonik – i wszyscy pragnęliśmy dojść do kapłaństwa. Naszym celem było ściślejsze zjednoczenie naszych modlitw, by Pan Bóg udzielił nam tej wielkiej łaski”. Jako praktyki wyznaczali sobie kolejno odmawianie Różańca św., dzień skupienia w każdą sobotę, różne pokuty oraz wspólnie ofiarowane komunie św. w tej intencji. Ksiądz kanonik Julin dodał ze wzruszeniem: „Cała piętnastka naszego kursu doszła do kapłaństwa”.

Zanim jednak seminarzysta Brottier otrzymał święcenia kapłańskie, musiał jeszcze przejść przez dwie próby. Miał bowiem roczną przerwę spowodowaną służbą wojskową (1896-1897) oraz drugą w wyniku silnych bólów głowy. Po ukończeniu teologii ksiądz biskup posłał go jako nauczyciela do katolickiej szkoły w Pontlevoy.

Daniel Brottier otrzymał diakonat 27 maja 1899 roku. Już 22 października 1899 roku w kaplicy seminaryjnej w Blois, ksiądz biskup Laborde, miejscowy ordynariusz, udzielił mu święceń kapłańskich. „Ksiądz jest urodzonym pedagogiem – powiedział ksiądz biskup, wyznaczając młodemu kapłanowi pierwszą parafię – miejsce księdza jest wśród dzieci”. Ksiądz Daniel powrócił do Pontlevoy i przez trzy lata sprawował funkcję wychowawcy młodzieży. „Ten ksiądz robi wszystko inaczej niż inni” – mówili uczniowie.

Pragnienie misyjne

Biskup ordynariusz chciał go dwukrotnie mianować proboszczem, lecz ksiądz Daniel nosił w sobie pragnienie zostania misjonarzem. Wreszcie uzyskał zgodę biskupa i napisał list do ojca Genoud, mistrza nowicjatu Zgromadzenia Ducha Świętego w Orly pod Paryżem. W odpowiedzi ojciec Genoud napisał: „Decyzja księdza jest prawdziwa i dobra. Niech ksiądz przyjedzie z początkiem wakacji i odprawi rekolekcje z tą myślą, że po nich ksiądz pozostanie w nowicjacie”.

Ksiądz Daniel powiadomił swoją rodzinę o podjętej decyzji. Wyznał po latach: „Zachowałem swe zamiary w tajemnicy i dałem moim drogim rodzicom kilka lat szczęścia, o którym sądzili, że osiągnęli je na dobre”. Pojechał do domu. Walka nie była łatwa. W końcu głęboko wierzący ojciec powtórzył za matką: „Niech się dzieje wola Boża, a nie nasza. Jeśli masz nas opuścić, idź w pokoju”. Z błogosławieństwem rodziców i pokojem w sercu dnia 26 września 1902 roku rozpoczął nowicjat w Orly. Rok później 30 września złożył śluby zakonne w Zgromadzeniu Ducha Świętego. Przełożeni zdecydowali, że ojciec Daniel Brottier poleci do Afryki.

Jeżeli jesteś w niebie

Konsekrację katedry w Dakarze ustalono na 2 lutego 1936 roku. Legatem apostolskim i konsekratorem został kardynał Verdier, arcybiskup Paryża. Przełożony generalny Zgromadzenia Ducha Świętego biskup Le Hunsec pragnął, aby w uroczystości wziął udział ojciec Daniel. Sprzeciwił się temu lekarz z Auteuil, dr Maffei, który poprosił przełożonego, aby ten nie nakazywał tak wyczerpującej podróży, którą ojciec Brottier był gotów podjąć w duchu posłuszeństwa. Lekarz oznajmił naszemu Błogosławionemu, że sprawa załatwiona. W odpowiedzi usłyszał: „Dziękuję doktorze, więc będę mógł pozostać pośród moich dzieci”.

W Dakarze odbyła się podniosła uroczystość. W tym samym czasie dzieci urządziły ojcu Danielowi w Auteuil małą uroczystość. Po Mszy św. ojciec przemówił do dzieci: „Nie wiem, jak mam wyrazić wam moją wdzięczność za wielką niespodziankę, jaką sprawiliście mi dziś rano. Gdybym wiedział dwadzieścia pięć lat temu, gdy zaczynałem pracę dla katedry w Dakarze, jaką radość sprawicie mi w tej chwili, to by mi wystarczyło. Tak długo, jak nam pozostaje chociaż nieco życia, powinniśmy błogosławić Boga, a w wieczności będziemy wyśpiewywali miłosierdzie Pańskie”. To było jego ostatnie przemówienie do dzieci.

Wkrótce 13 lutego lekarz stwierdził zapalenie płuc i grypę tyfoidalną. Przewieziono ojca Daniela do szpitala św. Józefa. Wsiadając do samochodu powiedział: „Widzę moją kaplicę już po raz ostatni”. „Jak wiele cierpiałem, bez przerwy, nie miałem gdzie się z tym zwrócić. Myślę, że Bóg mówi mi, że moje zadanie jest skończone i nie będę już dłużej z wami. Fiat! Fiat! Niech Twoja wola się stanie. Tak, mój Boże, niech się dzieje Twoja wola”. „Zrobiłem wszystko co mogłem, Bóg dokona reszty”. Ojciec Daniel Brottier zmarł w piątek 28 lutego 1936 roku o godz. 04.15 rano, w obecności przyjaciół, którzy przy nim czuwali.

Tego dnia radio paryskie podało wiadomość o śmierci „Ojca sierot”. Była pracownica Auteuil, pani Saigne, od kilku miesięcy nie opuszczała łóżka, bowiem cierpiała na ostry reumatyzm, zniekształcający jej rękę i nogę. Usłyszała nadaną przez radio wiadomość i zawołała: „Dobry ojcze Brottier! Jeżeli jesteś w niebie, uzdrów mnie!”. Natychmiast została całkowicie uzdrowiona.

Uroczystościom pogrzebowym przewodniczył arcybiskup Paryża, kardynał Jan Verdier w asyście swoich biskupów pomocniczych, licznie zgromadzonych kapłanów i wielu tysięcy mieszkańców Paryża. Kardynał Verdier powiedział na pogrzebie: „Chrześcijanin, a szczególnie święty, nigdy nie odchodzi od nas zupełnie”. Ojciec Daniel Brottier został pochowany w kaplicy św. Teresy od Dzieciątka Jezus u stóp ołtarza Matki Bożej.

Po dwudziestu sześciu latach, 13 grudnia 1962 roku dokonano ekshumacji ciała ojca Daniela Brottier, które ku zdumieniu wszystkich zachowało się w nienaruszonym stanie.