skip to Main Content

Serdecznie pozdrawiam z nowej placówki, na którą zostałem przysłany, a którą humorystycznie nazwałem sobie filipińskim Puszczykowem. Jak zapewne niektórzy z Was wiedzą, jako Duchacze posługujemy w Polsce w różnych parafiach. Mamy także ten przywilej pracować w parafii pw. Świętego Józefa w Puszczykowie – rodzinnej mieścinie brata Mikołaja Kurka CSSp. Miasteczko to jest przyjazne i miłe (a wiem, bo byłem) i tu, gdzie teraz jestem, też jest przyjaźnie i miło (a wiem, bo… jestem). By jeszcze potwierdzić moją tezę muszę dodać najistotniejsze, mianowicie opiekunem naszej tutejszej parafii jest także Święty Józef! No i właściwie to jedyne argumenty jakie mam, by tak nazywać to miejsce, ponieważ poza tym jest tu zupełnie inaczej.

Miasteczko Midsalip leży w dolinie, a wnioskuję to po tym, że jest chłodno, a wokół są góry. Podczas gdy od Puszczykowa do Poznania jest moment samochodem, tak stąd do najbliższego większego miasta to trzy godziny jazdy… Za to nasza plebania oddalona jest od kościoła parafialnego jakieś 30 sekund swobodnego marszu. Z mojego obecnego pokoiku mam widok na kurnik pełen kur. Te piękne stworzenia dają się nocą oszukać przez sztuczne oświetlenie i potrafią gdakać nawet o drugiej w nocy. Jestem tu już prawie dwa tygodnie więc powoli się przyzwyczajam. Mamy także kozy, które też mają co nieco do powiedzenia…

Jest tu jednak mimo wszystko całkiem spokojnie w porównaniu z Cebu City, gdzie byłem przez ostatni czas. We wspólnocie mieszkam wraz z dwoma ojcami Duchaczami. Obaj z Nigerii. Proboszcz, na misji od ponad 10 lat, a w tej parafii czwarty rok. Drugi – młody ksiądz, asystent, na Filipiny przyleciał w połowie zeszłego roku. Poza tym są też dwie dziewczyny – wolontariuszki. Jedna odbywa praktyki w szkole, a druga już w najbliższym czasie (w tę niedzielę) zdaje egzamin, aby zostać certyfikowanym nauczycielem (prośba o modlitwę za nią!).

W kościele w tygodniu mamy jedną Mszę św. dziennie o 5:30 rano lub o 16:30 i dwie w Niedziele o 6:00 i o 16:30. No i teraz możecie mi powiedzieć: Eeej, Kamil to ty tam „luzik” masz, wakacje jakieś skoro tak mało masz do roboty… Co to za misja!? No i właściwie to macie rację… Ja mam „luz”, ale nasi ojcowie to już niezbyt, bo zapomniałem dodać, że poza tym kościółkiem do parafii należy około 30 kapliczek, z czego ponad połowa położona jest w górach, czasem w trudno dostępnych miejscach, gdzie ani samochód, ani motocykl nie dotrze i trzeba się kilka kilometrów przejść. Teraz w okresie Wielkiego Postu ojciec proboszcz ma wiele próśb o spowiedź, dlatego prawie codziennie wsiada na motocykl i jedzie z posługą sakramentalną. Drugi ojciec jeszcze nie może mu towarzyszyć, gdyż nie mówi w stopniu wystarczającym lokalnym językiem, a po angielsku w górach to nawet nie ma co próbować..

Jako, że jestem tu jeszcze nowy, proboszcz nie chce mnie wszędzie zabierać. Raz tylko z nim pojechałem, a z moją obecną wagą w dwóch na motorku to tak raczej ryzykownie zwłaszcza, kiedy trzeba było przejechać przez wiszący drewniany most. Co ciekawe, tutaj ludzie mogą nawet w pięć osób siedzieć na motorze i tak podróżować. Jednak bardzo się cieszę, że tam gdzie mogłem to pojechałem, bo naprawdę okolice piękne, a ludzie przyjaźni… I właśnie dlatego się smucę bo wiem, że nie będzie mi w ogóle dane dotrzeć do wielu miejsc, głównie za przyczyną komunistycznej rebelii, która chowa się po górach, a zwie się New People’s Army (NPA). Jedną z form ich walki przeciwko rządowi jest porywanie ludzi dla okupu… także lepiej się nie dawać porywać, bo szkoda pieniędzy na biednego kleryka…

Tak więc teraz bardziej się angażuję w sprawy domowe: gotowanie i sprzątanie. W kościele obserwuję liturgię i staram się rozmawiać z ministrantami i ministrantkami (w służbie ołtarza tu też są dziewczyny). No i przede wszystkim staram się tu regularnie modlić i trzymać się tej regularności bo wiem, że to jest najważniejsze, aby trwać nieustannie na modlitwie i czerpać z żywego Źródła – Wcielonego Słowa – Jezusa Chrystusa, naszego Pana…

Ach! Prawie bym zapomniał. Kiedy tu dotarłem zaczynała się nowenna przed uroczystością Świętego Józefa. Codziennie więc były Msze św. celebrowane przez różnych księży z pobliskich parafii. Skorzystałem z tej możliwości i przyjemnie sobie z nimi rozmawiałem w czasie kolacji po każdej Mszy św. Jak to tu żartobliwie mówią “Human sa Misa, lamisa” (Po Mszy, stół)… a było co jeść, bo każdego dnia był inny sponsor i przynosili nam jedzenie więc przez te dziewięć dni byłem zwolniony z obowiązku gotowania. Nowenna zakończyła się w niedzielę, tego dnia wieczorem była wigilijna celebracja. Były różne śpiewy, tańce i koronacja tzw. Super Tatay (chyba się domyślacie Tatay = Tata. Czujecie? Św. Józef = najbardziej super ziemski tata ever, stąd tutaj robią wybory na Super Tatay… Mówię Wam, ludzie tu naprawdę potrafią świętować… Ta wieczorna celebracja to tzw. Basic Ecclesiastical Community (BEC) Night.

Następnego dnia świętowanie Uroczystości rozpoczęło się Najświętszą Eucharystią odprawioną przez Wikariusza Generalnego diecezji Pagadian. Tak tylko dopowiem, że po Mszy Świętej na jego ręce były składane dary dla seminarium i dla kleryków, no i ludzie całkiem szczodrze ich obdarowali trzeba powiedzieć: kilka dużych worków z ryżem, owoce, banany, warzywa, jeszcze inne banany, żywe kurczaki, itp…

Trochę później po obiedzie rozpoczęła się procesja połączona z paradą i tańcem ulicznym na cześć Świetego Józefa. Tancerze to głównie młodzi ludzie z tych wszystkich kaplic (kilka kaplic razem tworzy tzw. Zone czy Dystrykt i każdy Dystrykt ma swoją reprezentacje tancerzy), którzy długo i ciężko trenowali (a wiem, bo ćwiczyli praktycznie pod plebanią…). Wraz z zakończeniem tej procesji/parady rozpoczął się KAGALAKAN Festival (dziękczynny festiwal). Tu dopiero były śpiewy, tańce i prezentacje. Było tak również dlatego, że każda reprezentacja była oceniana przez Jury, a główna nagroda pieniężna wynosiła 20 tys. Filipińskich Peso (około 2 tys. Polskich Złotych). Jak na moje wszyscy powinni wygrać bo sposób w jaki tańczyli… ah, genialne! Podobało mi się bardzo. Wspomniałem to już, ale powiem jeszcze raz… ludzie tu potrafią celebrować. Trzeba mieć troszkę pokory i dystansu do siebie by tak się ruszać (mówię tak, bo widziałem kilka starszych osób tańczących tak, że… aż brakuje słów, żeby to opisać). Po takim doświadczeniu nie pozostaje mi nic innego jak modlić się o wstawiennictwo tego świętego pokornego i sprawiedliwego Opiekuna Jezusa i Maryi.

Święty Józefie módl się za nami !

Pozdrawiam serdecznie wszystkich czytających, pamiętam w modlitwie i o nią także pokornie proszę.

Z Bogiem!

kl. Kamil Bejgier

Back To Top