W Zgromadzeniu Ducha Świętego jestem już pięć lat. W tym tygodniu składam moje pierwsze śluby zakonne. Dla wielu taki długi okres przed ślubami czasowymi wydaje się niepotrzebny. Przecież skoro są śluby czasowe, to najlepiej od razu złożyć, po dwóch latach a potem się zobaczy, jak się żyje tymi ślubami. Życie ślubami to życie pogłębiania swoich obietnic chrzcielnych. Wszyscy przecież jesteśmy powołani by pójść za Jezusem, a to znaczy również żyć podobnie jak On żył: w czystości, posłuszeństwie i ubóstwie. W moim przypadku te rady ewangeliczne przybiorą inną formę niż gdybym zawarł związek małżeński. Jednak wszyscy, my ochrzczeni, mamy żyć jak dzieci Boże, a dzieckiem Boga jest sam Pan Jezus. Dlatego również tak, jak Jezus był posłany przez Ojca, tak i my jesteśmy posłani.
Cieszę się bardzo, że tak się złożyło, iż moją pierwszą profesję zakonną składać będę w Nadzwyczajnym Miesiącu Misyjnym, którego motto brzmi „Ochrzczeni i Posłani”.
Moje powołanie, moja tożsamość dziecka Bożego nabierała kształtu przez te kilka lat, a szczególnie przez ostatni rok, który spędziłem w nowicjacie w Chicago, w Stanach Zjednoczonych. Ci którzy śledzą stronę internetową, przeczytać mogli o moich doświadczeniach z początku mojego pobytu. Okres od wtedy do dziś wypełniony był spotkaniami z duchaczami i życiem we wspólnocie. Postaram się krótko opisać te wydarzenia.
W święta Bożego Narodzenia przygotowałem Wigilię tradycyjnie polską. Kupiliśmy opłatek, udało mi się ugotować barszcz i inne potrawy. Na Mszy św. byliśmy w parafii św. Ambrożego wraz ze wspólnotą parafialną. Święta minęły pod znakiem spotkań wokół stołu eucharystycznego i stołu wspólnotowego. W pierwsze kilka dni nowego roku mieliśmy dni wolne od zajęć i wykładów. Potem powrócił rytm internowicjatu i uniwersytetu. Styczeń i luty były raczej zimne. Pewnego dnia temperatura spadła aż do -300. Był to czas szczególnie ciężki dla mnie, zwłaszcza że była to pierwsza zima po dwóch latach, które spędziłem na Filipinach. By trochę się rozruszać pojechaliśmy do Detroit w stanie Michigan na spotkanie regionalne wspólnoty duchackiej. Znajduje się tam piękny, stuletni kościół Old St. Mary, gdzie od wielu już dekad posługują duchacze. Kościół dzieli parking z kasynem, które jest po drugiej ulicy. Nie dzieli parkingu za darmo, więc jakaś korzyść z tego płynie. Po powrocie do Chicago odwiedziliśmy naszych braci werbistów, którzy organizowali świętowanie nowego roku chińskiego. Była to okazja zobaczyć ich seminarium oraz posmakować azjatyckiej kuchni. Dalej życie mijało pod znakiem spotkań domowych, wyjazdów na rekolekcje do Racine w stanie Wisconsin, konferencji internowicjatu w Techny (budynek rekolekcyjny werbistów). Powoli zbliżał się koniec wykładów na uniwersytecie, nie tylko dla nas ale i dla reszty studentów. W domu parafialnym św. Ambrożego co jakiś czas odbywały się spotkania studentów z Afryki (osoby konsekrowane i księża). Na koniec semestru gościliśmy tę grupę w naszym domu, było jedzenie i tańce i modlitwa. W tym czasie zakończyliśmy również nasz internowicjat. Nie mając zatem już zajęć dwa razy w tygodniu mogliśmy wyjechać poza Chicago by odwiedzić inne wspólnoty duchackie. Warte wymienienia są: San Diego i Hemet w stanie Kalifornia. San Diego nie jest daleko oddalone od granicy z Meksykiem. Usłyszeliśmy o duszpasterstwie dla uchodźców prowadzonym we współpracy z kapelanem Uniwersytetu San Diego, który jest duchaczem. Usłyszeliśmy o dialogu międzyreligijnym i odwiedziliśmy meczet, gdzie ugościł nas miejscowy imam. Zobaczyliśmy parafie gdzie bez znajomości języka hiszpańskiego nie da się posługiwać. Byliśmy bardzo dobrze ugoszczeni we wspólnocie duchaczy w Kalifornii.
Po powrocie do Chicago kontynuowaliśmy nasze zajęcia domowe. Później były rekolekcje zakonne dla duchaczy w Detroit. Lepszej okazji by poznać członków prowincji i usłyszeć o ich doświadczeniu bym nie miał. Rekolekcje prowadziła siostra zakonna.
Miałem też takie szczęście, że w lipcu przyjechała do mnie moja rodzina. Był to niezwykle miły czas. Gościliśmy ich w naszym domu. W przerwie kiedy oni pojechali zwiedzać inne stany, nasza wspólnota pojechała do Pittsburgh w stanie Pensylwania. Tam znajduje się dom prowincjalny duchaczy. Tym razem celem naszej podróży nie było tylko zwiedzanie. 22 lipca mój współnowicjusz, Matt Broeren złożył swoje pierwsze śluby zakonne. Odbyło się to w Bethel Park, na przedmieściach Pittsburghu czyli rodzinnego miasta Matt’a. Kaplica znajduje się w budynku, który pamięta jeszcze czasy studiowania teologii naszego mistrza nowicjatu ojca Chrisa. Kiedyś seminarium, dziś dom emeryta i dom rekolekcyjny. Kiedy Matt już udał się na swój krótki urlop, zostaliśmy ojciec Chris i ja w Pittsburghu, by pozwiedzać kilka ważnych miejsc. Zobaczyliśmy Uniwersytet Duquesne, który był prowadzony przez duchaczy a niektóre budynki nawet były zbudowane przez braci duchaczy z Niemiec. Dziś jeszcze w administracji uniwersytetu pracują duchacze, zarówno ojcowie jak i świeccy duchacze. Zobaczyliśmy Trinity Hall, czyli miejsce na kampusie uniwersyteckim, gdzie mieszka wspólnota duchaczy. Laval House to miejsce gdzie mieszka kapelan uniwersytetu, również duchacz. Poza Duquesne ojciec Chris zabrał mnie również do Polish Hill (Polskie Wzgórze) gdzie amerykańscy duchacze polskiego pochodzenia posługiwali w parafii Św. Stanisława Kostki i w kościele Niepokalanego Serca Maryi. Było to wspaniałą okazją zobaczyć miejsca gdzie założyciele polskiej prowincji duchaczy żyli i posługiwali.
Miło też było o nich posłuchać od starszych duchaczy mieszkających w domu emeryta. Po tym miłym czasie wróciliśmy do Chicago. Ciężko mi było na początku bez kolegi, jednak zająłem się tym co po nim zostało. Mianowicie jeszcze kiedy był z nami zasadził wiele warzyw. Nie doczekał zbiorów, to ja właśnie zbierałem to, co on posiał. Mieliśmy dużo cukinii i pomidorów. Były także dynie i papryczki. Pamiętając jeszcze nasze refleksje nad „Laudato Si”, encykliką papieża Franciszka, podczas okresu Wielkiego Postu, starałem się jeść mniej mięsa i korzystać właśnie z warzyw, między innymi tych z naszego ogródka. Krótko po naszym przyjeździe z Pittsburgha, do Chicago wróciła moja rodzina. Wieczorem tego dnia poszliśmy na mecz bejsbolowy. Następnego dnia wracali do Polski. Kiedy odjechali, było rzeczywiście pusto i cicho w domu. Jednak wróciliśmy szybko do naszego trybu życia wspólnotowego. Ten czas był naznaczony również profesjami zakonnymi naszych braci werbistów i księży Serca Jezusa. Było to dobrym doświadczeniem zobaczyć jak w innych wspólnotach wygląda taka liturgia. Na jeden weekend pojechaliśmy także do wspólnoty duchaczy w Dayton w stanie Ohio. Jeden ze współbraci prowadzi tam szkołę podstawową. Sąsiedztwo jest głównie afro-amerykańskie i niestety bardzo biedne. Zapewnienie edukacji dzieciom jest jednym ze sposobów służenia ludziom. W historii duchaczy jest bardzo widoczne, dlatego czuję się niezwykle wzbogacony doświadczeniem prowincji duchaczy z USA. Wizyta w Dayton była ostatnią wizytą mojego pobytu w Stanach. Po powrocie do Chicago przygotowywałem się do powrotu do Polski i złożenia ślubów zakonnych. Medytowałem nad całokształtem mojego doświadczenia, starając się zobaczyć jak w tym czasie żyłem Duchacką Regułą Życia. Zauważając jak moje powołanie się pogłębiło, potrafiłem zdać sobie sprawę z tego, że jestem duchaczem i właśnie dlatego, że tym żyję, chcę w tym Zgromadzeniu jeszcze ściślej połączyć się z Jezusem i być rozpoznany przez Kościół jako duchacz.
Proszę zatem o modlitwę za mnie, bym w tym powołaniu jakim zostałem obdarowany, potrafił służyć Bogu i ludziom całym moim życiem.
nowicjusz Kamil Bejgier